Tak na wstępie tylko powiem że Cleo M. Cullen, w ramach swojej nagrody, napisała mi że chciałby aby w którymś rozdziale pojawiła się bohaterka jej zwycięskiej pracy konkursowej. Tak też będzie. Mam nadzieję że się nie zawiedziesz, Cleo.
__________________________________________________________________
Rozdział 12- Historia zatacza koło?
Z samego rana, gdy Jenn i reszta powstawali, całą grupą udali się do pokoju Storm. Zdziwili się gdy nie zastali tam nikogo. Jak mówiła Phoebe, Ororo od rana do wieczora przesiadywała w swoim biurze z nosem w papierach lub przyjmowała mutantów na zajęcia. Poza tym, za moment właśnie miały się zaczynać jedne z nich, a jej dalej nie było. Nigdy się nie spóźniała, ba! Zawsze była przed czasem lub równiutko z ustaloną godziną. A dzisiaj? Zdziwiona grupa nastolatków poszła do kuchni na śniadanie. W połowie drogi, Max wpadł na pewien pomysł, gdzie może przebywać białowłosa.
- Czasem jak nie mogłem jej znaleźć w jej pokoju, to była w Symulatorze. Może i teraz tam jest a patrząc na to co się ostatnio wyrabia... Jestem niemal przekonany że tam będzie.
- Dobra, wszystko pięknie, ładnie ale ja trochę zgłodniałem. Jak coś to idźcie beze mnie.- powiedział Lucas, ziewając przy tym. Nie wyspał się tej nocy, dlatego że miał nocną eskapadę po zakątkach Akademii razem z Annemarie, która też wydawała się zmęczona.
- To może wy idźcie, a ja i Max pójdziemy tam?- zaproponowała Jennifer a wszyscy się zgodzili, więc pobiegła razem z brunetem do Symulatora a reszta poszła do kuchni.
Gdy tylko dwójka nastolatków dobiegła do piwnicy, która nie wyglądała na zwykłą gdyż ściany, jak i sufit czy podłoga, były białe to pierwsze co rzuciło się im w oczy to dziwne roboty stojące w szklanej gablocie po prawej, jak i po lewej stronie. Głowy spłaszczone a budową "ciała" przypominały człowieka, tyle że wielkiego i całego metalowego. Stanęli jak wryci. Nie dość że są tutaj pierwszy raz, to jeszcze takie widoki. Po chwili któreś z drzwi otworzyły się i wyszła z nich Storm w skafandrze bojowym, tyle że jakimś innym. Zwykłe stroje nie wyróżniały się między sobą niczym, lecz ten Ororo był zupełnie inny. Rękawy miał krótkie, gdzie zawsze były długie. Rękawiczki, których wcześniej nie miała oraz luźny materiał przyszyty do tyłu kombinezonu, który dawał złudzenie peleryny lub czegoś w tym rodzaju.
- Max? Jennifer? Co wy tu robicie? Powinniście być na śniadaniu.- powiedziała lekko zdziwiona widokiem nastolatków Storm.
- A ty ciociu, powinnaś być w swoim pokoju a nie w Symulatorze.- zauważył Max, krzyżując ręce na piersi.
- Słusznie. Zakładam że coś ode mnie chcecie, więc zamieniał się w słuch.
- Chodzi o to że...- zaczęła Jenn, lecz nie wiedziała jak to powiedzieć. Nie umiała dobrać właściwych słów. Po raz pierwszy zdarzyła jej się taka sytuacja, w której nie wie co powiedzieć.
- Że?
- No o to że... no... ja...
- Weszła do umysłu Magneto!- Max nie wytrzymał i wybuchł, unosząc ręce.
- To prawda?- zapytała białowłosa podchodząc do dziewczyny.
- Ta... tak.
- I co widziałaś?
- On coś planuje, a raczej już zaplanował. Ściślej mówiąc, to atak na miasto.- powiedziała i poczuła niebywałą ulgę. Spojrzała na Storm. Ta jedynie przetarła rękoma twarz i mruknęła coś pod nosem.
- Czyli Irma się nie myliła...- Ororo się zamyśliła i nawet nie zauważyła że swoje myśli wypowiedziała na głos.
- Ciociu, kim jest ta Irma?- zapytał Max. Jego ciotka spojrzała na niego, potem na Jenn, której mina prosiła o odpowiedzenie na pytanie, a następnie zrobiła głęboki wdech i równie głęboki wydech.
- Dowiecie się dzisiaj na wieczornym zebraniu. A właśnie. Mogę was o coś prosić?
- Jasne.- Max i Jennifer odpowiedzieli razem.
- Powiedzcie reszcie grup żeby pojawili się na tym zebraniu. To będzie dotyczyło wszystkich mieszkańców Akademii.
- Dobrze.
- No więc teraz zmykajcie na śniadanie. Jak coś, to dzisiaj będę tutaj.- powiedziała jednocześnie machając na pożegnanie dwójce nastolatków. Po chwili weszła do pokoju, z którego niedawno wyszła. Blondynka i brunet wrócili na górę.
Na wykładzie z historii, który przeprowadzał Robert, Max i Jennifer powiedzieli swojej grupie że Storm prosiła by zjawili się na wieczornym zebraniu, a także by rozpowiedzieli innym. Po zajęciach ich grupka przyjaciół pytała o rekację Ororo na wieść o wojnie. Gdy brunet powiedział że białowłosa wiedziała o tym od jakieś Irmy, zamurowało ich. Myśleli że tylko oni to wiedzą. A jednak... Był ktoś, kto szybciej połączył fakty i zaalarmował Storm. Jennifer dopowiedziała jedynie przyjaciołom o tym że ta tajemnica Irma, ma zjawić się na zebraniu.
Na zegarze wybiła godzina 14.00, co znaczyło że jest pora lunchu, a po nim trening z nowym nauczycielem. Chętni poznania nowego trenera, mutanci szybko spożyli posiłek i udali się na leśną polanę. Gdy tam dotarli, zauważyli owłosionego na rękach i twarzy mężczyznę o postawnej budowie ciała, ubranego w białą podkoszulkę i ciemne spodnie oraz czarne buty.
- Bez zbędnych cyrygieli. Witam was. Nazywam się Logan i mówią na mnie Wolverine. Jestem mutantem trzeciego stopnia, tak jak i wy. Moją zdolnością jest autoregeneracja oraz... powiedzmy wilcze zapędy i wysuwanie szponów, . Do tego moje kości są połączone z adamantium, najtwardszego znanego nam stopu metalu. Teraz powiedzcie mi coś o sobie i przechodzimy do rzeczy. A i od razu mówię. Na treningach ze mną, ćwiczycie walkę broniami, nie moce. Trening umiejętności nadprzyrodznych dalej odbywać się będzie z doktorem Banksem.- powiedział patrząc na każdego z nastolatków. Po chwili obserwacji spojrzał na Bellę, która wydawała się lekko nieobecna. Cały czas patrzyła na Cartera, a ten z kolei na nią. Logan to zauważył i kazał im wyjść przed szereg. Skinieniem głowy nakazał im, by się przedstawili.
- No więc, nazywam się Bella i mam zdolność telekinezy. I podczas wyboru broni podniosłam pistolet maszynowy, ale nie wiem czy to jest ważne.
- Ważne. Dzięki temu wiem, czego mam cię uczyć. Dobrze, teraz niech twój chłopak się przedstawi.- Bella i Carter lekko się zarumienili.
- Po pierwsze, nie jestem jej chłopakiem. Jeszcze. Po drugie to jestem Carter i potrafię stworzyć czarną mgłę, która odbiera czucie, wzrok i zmysły. A podczas wyboru broni, podniosłem miecz.
- Świetnie. Możecie wracać do szeregu, gołąbeczki. A teraz po kolei każdy się przestawia. Zacznijmy od... ciebie.- wskazał palcem na Annemarie. Przestawiła się a po niej kolejno każdy z szeregu. Gdy już mieli to za sobą, Logan zebrał każdego walczącego mieczem, czyli Chrisa, Lisę, Cartera i Alexa. Reszta musiała chwilę poczekać, lecz ich trener powiedział że jeśli mają ochotę, to niechaj trochę poćwiczą. Cokolwiek, byle by coś robili. Razem z czwórką nastolatków poszedł do ogrodzonej płotem polany, gdzie stało przygotowanych dziesięć manekinów. Tyle że ruchomych. Gdy weszli, zauważyli że po prawej stoi stół, na którym leżą miecze. Z tym że inne, niż te od doktora. Razem z Wolverinem podeszli tam i stanęli tuż przed.
- Dobrze, mam nadzieję że Banks was w minimalnym stopniu nauczył jak używa się miecza.
- Tak, pokazał nam podstawowe ruchy.- powiedziała Lisa podchodząc bliżej stołu i podnosząc jeden z mieczy.- Z czego one są? Bo jakieś takie... ciężkie są.
- Ze srebra. Plastikowe miecze to zabaweczki, którymi nie zrobicie nikomu krzywdy, a tymi wręcz przeciwnie. Prawda, są ciężkie ale po kilki treningach przyzwyczaisz się. Dobrze, weźcie sobie po jednym i idziemy do manekinów.- nastolatkowie wykonali polecenie Logana i podnieśli miecze. Chris w pierwszej chwili upuścił miecz, który wbił się w ziemię tuż przy jego stopie. Odetchnął, śmiejąc się ze swojej głupoty. Jeszcze raz chwycił miecz, tym razem tam gdzie powinien, czyli za rękojeść i we czwórkę poszli za Loganem. Trener kazał im stanąć przy jednym z manekinów. Gdy już wybrali, ich "przeciwnicy" zaczęli się w coś przemieniać. A dokładniej w nich samych. Lisa z wrażenia usiadła, a jej sobowtór zrobił to samo. Wytrzeszczyła oczy i spojrzała na trenera.
- Tak, oto wasi przeciwnicy. Wy sami. Pierwsza lekcja, pokonaj własne słabości. Wstajemy, wstajemy.- powiedział podając rękę dziewczynie. Gdy wstała oddalił się trochę i klasną w dłonie, co znaczyło że sobowtóry nastolatków mają zacząć atakować.
Po treningu, który skupił się w całości na młodych miecznikach, cała grupa poszła do Akademii. Pierwszym miejscem, jakie odwiedzili Alex i Chris to był doktor Banks. Podczas treningu lekko się poharatali, ale koniec końców pokonali swoich przeciwników. Lisa i Carter poszli do łazienki a reszta, jako że zbytnio się nie zmęczyła, do salonu. Była 18.00, czyli mieli dokładnie godzinę do wieczornego zebrania. Gdy tylko reszta wróciła, zaczęła się debata na temat kim jest ta cała Irma i co od nich chce. Do tego chcieli dowiedzieć się więcej o nadchodzącej wojnie. Nie wiedzieli ile mają czasu. Przecież Magneto może w każdej chwili rozpocząć atak na miasto, nawet za moment. Rozmowa głównie była na ten temat, lecz gdy wybiła godzina zebrania byli lekko... przestraszeni. Nie wiedzieli przecież nic konkretnego o wojnie, oprócz tego że będzie. Nie wiedzieli kiedy się odbędzie. Do tego zastanawiali się kim jest ta tajemnicza znajoma Storm, która pojawi się na spotkaniu. Gdy szli do Wielkiej Sali, spotkali resztę mieszkańców Akademii i w wielkiej grupie weszli do pomieszczenia. Na podeście stali już Robert, Logan, Marie, Storm i jakaś kobieta.
- Mogę się założyć że to ta cała Irma.- powiedział Jacob.
- To wygrałeś, bo to właśnie ona.- Clarie uśmiechnęła się a wszyscy spojrzeli nią pytająco.- Przecież umiem czytać w myślach.
- Faktycznie.- przyznał Lucas. Po chwili zajęli swoje miejsca i rozpoczęło się zebranie.
- Dobrze.- zaczęła Storm.- Dzisiejsze zwołanie was na nasze zebranie nie jest jakąś tam głupią zachcianką. Powiemy wam o...- przełknęła ciężko ślinę - o wojnie.- na sali zaczęły się szepty. Logan uciszył wszystkich i białowłosa kontynuowała.
- Rozumiem wasze zaniepokojenie, lecz jest z nami ktoś, kto powie wam o tym więcej niż ja czy inni. Moi drodzy, oto Irma Wercullosa.- z krzesła wstała wysoka blondynka o pięknych, niebieskich oczach. Ubrana była w luźną, kremową bluzkę z ornamentem przy dekolcie w kształcie liścia, niebieskie jeasny i jasne buty. Podeszła do krawędzi podestu i zaczęła.
- Witam was. Skoro wiecie jak się nazywam, to mogę wam powiedzieć nieco o sobie. Moja moc jest nieco inna niż wasze, praktycznie niespotykana. Mogę rozpoznać mutanta i powiązać go z jego przodkami i powracać do jego wspomnień. Od niedawna także zyskałam umiejętność widzenia przyszłości, która nie powiem, jest przerażająca. Co prawda widziałam niewiele lecz i tak jest to niepokojące i musicie o tym wiedzieć. Wiecie już o wojnie z Magneto, lecz idę o zakład że nie znacie daty czy jej przebiegu. Jestem tu po to by wam powiedzieć, więc słuchajcie uważnie. Wojna odbędzie się tydzień przed pierwszym dniem dziesiątego miesiąca. Magneto najpierw zaatakuje centrum miasta, a następnie będzie atakował resztę miasta. Boi się ponownego ataku na waszą Akademię, więc chce wybić każdego innego mutanta, znajdującego się poza jej murami. Co do przebiegu całej walki nie jestem pewna, bo obraz zamazywał mi się. Lecz widziałam, że przegrywa. I któreś z was go zabija. Nie wiem dokładnie kto, lecz jest to ktoś ze srebrnymi oczyma i czarnymi włosami. Widziałam tylko tyle. Dziękuje że mnie wysłuchaliście. Na mnie już czas.- powiedziała podchodząc do Storm i żegnając się z nią, jak i z innymi nauczycielami. Podeszła do wyjścia i spojrzała jeszcze raz na młodych mutantów, którzy patrzyli na nią pytającym wzrokiem. Ta spojrzała jedynie na trzy osoby po czym wyszła.
_______________________________________________________________
No, więc oto i jest rozdział. Wybaczcie że nie opisałam przebiegu treningu, ale nie miałam żadnego pomysłu. A także chcę zwrócić się do Cleo. Wybacz jeśli coś pomyliłam w nazwisku Irmy i tym że mogłam napisać zły kolor włosów, ale to dlatego że nie wiedziałam jaki to jest ;)
Tak wracając do tematu. Piszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale
Pozdrawiam i do następnego,
Elfik JoWita
_______________________________________________________________
A i dodaję prolog i pierwszy rozdział opowiadaniamojego brata, na prośbę pewnych osób. Jedna z nich napisała mi tutaj, inne na maila, więc proszę bardzo.
Prolog
Czworo nastolatków. Cztery charaktery. Cztery osobowości. Cztery sytuacje życiowe. Lecz ich wszystkich coś łączy. Przyjaźń oraz pewna tajemnica. Są niezwykli, inni. Cała czwórka ma niezwykłe zdolności. Wiedzą o tym. Korzystają ze swojej mocy, lecz boją się o tym powiedzieć komukolwiek, nawet najbliższym. Jedynie wiedzą oni i inni im podobni. Podobni? Tak, są inni. Takich ludzi ciężko spotkać tutaj, na Ziemi. Większość z nich zamieszkuje odległą krainę, zwaną Monarchią która podzielona jest na dwa królestwa, Gor i Pakt. Podczas niecodziennego spotkania z czarodziejami Paktu, czwórka nastolatków ledwo uchodzi z życiem dzięki przeniesieniu się do Gor. Oczywiście, ktoś ich przeniósł, a żeby wiedzieć kto i poco, zapraszam do czytania.
Rozdział 1 "Pierwszy dzień"
* Amy *
Dziewczyna właśnie wychodziła z łóżka. Leniwie oczywiście. Nie lubiła wstawać co rano i iść do szkoły, której żywnie nienawidziła. Ludzie strasznie ją irytowali swoim zachowaniem czy też sposobem mówienia. Podeszłą do okna. Padał deszcz. Uśmiechnęła się, gdyż lubiła gdy taka pogoda panowała na zewnątrz. Wyciągnęła lekko dłoń i położyła na oknie. Po chwili zmrużyła oczy a krople ułożyły się idealnie odbicie jej dłoni. Oderwała ją i spojrzała to na nią, to na okno. Zawsze dziwiła się że jako jedyna ze swojej rodziny tak potrafi. Podobało jej się to ale i jednocześnie lekko przerażało. Odeszła od okna i skierowała się do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i rozebrała się. Następnie weszła pod prysznic i przestała myśleć o wszystkim co ją otacza. Była tylko ona i woda. Gdy doszła do wniosku że jest czysta, wyszła z kabiny i zawinęła się ręcznikiem. Podeszła do lustra. Zobaczyła tam dziewczynę o jasnej cerze, ciemnych oczach i bladych ustach. Prychnęła na widok samej siebie. Wzięła suszarkę i zaczęła suszyć ciemne włosy. Gdy skończyła, chwyciła za szczotkę i rozczesywała a następnie układała je. Gdy skończyła, wzięła szczoteczkę do zębów, napuściła trochę pasty i umyła swoje śnieżno białe ząbki. Po skończeniu wszystkich czynności, wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Lecz nie zdążyła chwycić za klamkę, ponieważ podszedł do niej brat.
- Nie masz może pożyczyć z dwie dychy?- zapytał. Amy wywróciła oczyma i spojrzała na stojącego przed nią bruneta o zielonych oczach i jasnej cerze. Był od niej niższy, bo miał jedynie jedenaście lat, czyli był pięć lat młodszy od dziewczyny.
- Po pierwsze, pożyczałeś ode mnie dwa dni temu. Po drugie, zobowiązałeś się że dzisiaj mi oddasz to, co wcześniej pożyczałeś a po trzecie, to co ty do jasnej cholery robisz z tymi pieniędzmi?!- wybuchła. Strasznie nie lubiła w swoim bracie tego, że zawsze od niej pożyczał potrzebne mu rzeczy, w tym przypadku pieniądze, i nigdy nie oddawał. Mimo swoich zapewnień, Amy dając bratu odpowiednią ilość gotówki, mogła się z nią nieodwracalnie żegnać. Zresztą i tak zawsze była nerwowa i wystarczył jeden błahy powód by wybuchła.
- Tylko pytałem. Ciężko powiedzieć nie? Boże, robisz się taka jak ojciec.- powiedział wycofując się i zmierzając ku kuchni.
- Coś ty powiedział?- syknęła stając przed nim i pchając na ścianę. Dla pewności, że nie ucieknie, złapała go za rękę. Ich ojciec także był w gorącej wodzie kąpany a Amy była z nim strasznie zżyta.
Gdy zginął, zamknęła się w sobie i stała się jeszcze bardziej nerwowa i pyskata.
- To co słyszałaś, głupku.- odpowiedział jej chłopiec.
- Ja ci dam głupka, ty mały gnojku!- w tym momencie chłopak wyrwał się siostrze i zaczął zbiegać na dół.- Gdzie uciekasz, wracaj tutaj mała mendo!- krzyczała biegnąc za nim.
- Mamo! Mamo! Amy chce mnie pobić.- mówił chłopiec wbiegając do kuchni i stając za kobietą z długimi, blond włosami i ciemnymi oczami, ubraną w zieloną koszulkę i jasne materiałowe spodnie.
- Ja go nie...- zaczęła brunetka, lecz matka jej przerwała.
- Amy, prosiłam cię. Dobrze wiesz jaki charakter ma Justin.
- Ale to nie usprawiedliwia go do wyzywania mnie od głupich! Czemu zawsze jesteś po jego stronie?! Kiedy tata żył...
- Dosyć! Do swojego pokoju i przebierz się. Śniadanie za dziesięć minut!- kobieta krzyknęła a Amy jedynie walnęła pięścią o ścianę i wyszła z pomieszczenia a drzwi z ogromnym hukiem, same się za nią zamknęły.
* Jessica *
- Panienko Droplet, proszę wstać. Jest już dziesięć po siódmej. Śniadanie będzie za pół godziny.- powiedziała kobieta ubrana w strój służki, szturchając delikatnie blondynkę o długich włosach.
- Już, już wstaję.- nastolatka powiedziała zaspanym głosem, przewracając się z boku na bok. Służka jedynie zrobiła bezradny wdech i wyszła z pokoju dziewczyny. Blondynka leniwie wstała ze swojego łóżka i podeszła do okna. Kochała gdy padał deszcz. Zawsze ją to odprężało. Ziewnęła, podrapała się po głowie i podeszła do drzwi od łazienki. Otworzyła je i weszła do środka. Zapaliła światło i bez większego zastanowienia, ściągnęła z siebie swoją śnieżnobiałą piżamę i weszła do wanny. Następnie odkręciła wodę i wzięła kąpiel. Jak zawsze zanurzała się i wynurzała, zanurzała, wynurzała i tak jeszcze parę razy. Potem usiadła i wyciągnęła prawą dłoń. Zamknęła oczy a woda w wannie zaczęła pulsować. Otworzyła je z powrotem i zauważyła jak woda unosi się. Lecz wszystko przerwało pukanie do drzwi.
- Jessico, twój ojciec i jak czekamy na ciebie na dole. Mam nadzieję że za chwilę się tam zjawisz.
- Tak, tak. Już kończę i do was idę.- powiedziała nastolatka wychodząc z wanny a woda klapnęła, rozpryskując się po ścianie. Dziewczyna wzięła ręcznik, wytarła się dokładnie i biorąc suszarkę, wysuszyła włosy. Spojrzała na ściany. Były całe w zaciekach od wody. Uśmiechnęła się i pstryknęła palcami. Nie wiadomo skąd zerwał się potężny wiatr i wysuszył całe pomieszczenie. Następnie wzięła kolejny ręcznik, owinęła nim się i wyszła z łazienki, kierując się ku łóżku, na którym leżało ubranie przygotowane przez Marie, służkę która była w domu Dropletów od narodzin Jessici. Zawsze wiedziała w co dziewczyna chciała się danego dnia ubrać i zawsze trafiała z dodatkami do ubioru. Blondynka naciągnęła na siebie błękitną bluzkę z ornamentem przy dekolcie przestawiający ptaka z rozłożonymi do lotu skrzydłami. Następnie założyła niebieskie jeansy i białe skarpetki do kostek. Do tego srebrny wisior z białym kryształem i srebrną bransoletkę z niebieskim, kryształowym sercem. Podeszła do toaletki i przyjrzała się swojemu odbiciu. Zaśmiała się widząc swoje włosy w totalnym nieładzie. Wzięła szczotkę, rozczesała je, zrobiła kucyk i wyszła z pokoju. Spokojnym krokiem zmierzała ku kuchni. Jako że jej pokój znajdował się na piętrze, to konieczne było zejście po schodach. Lecz Jessica nie należała do normalnych ludzi. Gdy tylko nikt nie widział, wolała zjeżdżać z barierki. Tak też zrobiła w tym momencie. Usiadła na drewnianej barierce i zjechała na sam dół, cudem stając na równe nogi. Lecz jak na jej nieszczęście, obok przechodził jej ojciec, który nie popierał takiego zachowania. Mężczyzna o brązowych włosach i niebieskich oczach, ubrany w białą koszulę i spodnie od garnituru, skrzyżował ręce na piersi i spojrzał z lekkim oburzeniem na córkę.
- Przepraszam, już więcej nie będę tak robiła.- powiedziała robiąc maślane oczy. Jej ojciec jedynie zaśmiał się i objął córkę.
- Ach... tyle razy mi to mówiłaś, że już przywykłem. Na drugi raz pamiętaj wyjrzeć z góry czy nikt nie chodzi na dole. A teraz chodź na śniadanie bo matkę szlag trafi.- zaśmiali się oboje i ruszyli ku jadalni.
- Oho. To będzie się działo.- stwierdziła Jessica widząc jak jej mama czeka przy wejściu do pomieszczenia.
- Ile można na was czekać!? Już myślałam że ty w tej wannie to się utopiłaś! Mówiłam żeby zamontować u niej prysznic to będzie szybciej brała kąpiele, ale nie! "Tatusiu ja chcę wannę", to i kochany tatuś zamontował wannę! A propos tatusia. Derek, ile ty możesz czytać te swoje książki!? Odkąd wstałeś to czytałeś i czytałeś! Aua! Jeszcze się zaczepiłam o klamkę... Na co czekacie? Do środka!- machała rękoma i mówiła podniesionym tonem kobieta z blond włosami ułożonymi w kok i niebieskimi oczyma. Jessica i jej ojciec zaśmiali się. Lecz jej matka usłyszała chichoty i odwróciła się, piorunując ich spojrzeniem. Spuścili głowy i dalej uśmiechnięci, usiedli do stołu i zaczęli jeść śniadanie.
* Will *
- Will, wstawaj. Nie możesz się spóźnić. Przecież dzisiaj jest twój pierwszy dzień w nowej szkole.- mówiła starsza kobieta szturchając lekko blondyna otwierającego oczy i przecierającego je.
- Nie chce mi się tam iść.- powiedział siadając na łóżku.
- Kochanie, rozumiem ale nie możesz się tak zachowywać. Wiem, przeszedłeś dużo w ostatnim czasie. Śmierć twoich rodziców każdego zszokowała. Zobaczysz, spotkasz jakiś miłych ludzi i od razu poczujesz się lepiej.- mówiła siadając obok chłopaka. Dwa tygodnie temu rodzice Willa zginęli podczas wybuchu gazu w ich domu. Jego na całe szczęście go tam nie było. W tamtym momencie przebywał w parku. Zawsze był małomówny i zamknięty w sobie więc gdy tylko nadawała się okazja, znikał w ciche miejsce jakim był właśnie park. Lecz po tym wydarzeniu nie odzywał się do nikogo, poza babcią. Czasem był wyśmiewany w dawnej szkole przez to właśnie że mało mówił. Lecz zawsze znajdował sposób na wyjście z opresji. Zwykle gdy się denerwował, ziemia się trzęsła lub zrywał się potężny wiatr. Niekiedy też ludzie uciekali w niewyjaśnionym strachu. Kiedyś myślał że dzieje się to przypadkowo, lecz gdy odkrył że to przez niego dzieją się te dziwne rzeczy, spodobało mu się to.
- No dobrze, spróbuję.- powiedział beznamiętnie.
- Mądry chłopiec. Za dziesięć minut będzie śniadanie.- staruszka uśmiechnęła się, pocałowała chłopaka w czoło i wyszła z jego pokoju. Chłopak jeszcze chwilę wpatrywał się w okno, za którym padał deszcz. Od zawsze lubił taką pogodę, lubił bawić się podczas opadów deszczu lecz jego rodzice zabraniali mu tego pod pretekstem tego, że będzie chory. Wstał z łóżka, pościelił je i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej orzechową bluzę, białą koszulkę i ciemno beżowe spodnie. Wyciągnął także czystą bieliznę i poszedł do łazienki. Gdy już tam był, podszedł do wanny i okręcił wodę. Potem ściągnął z siebie bokserki i wszedł do niej. Woda była zimna, co bardzo lubił. Lecz po chwili zrobiło mu się nieprzyjemnie chłodno. Zamknął oczy i po chwili je otworzył. Spojrzał na ciecz wypełniającą wannę. W ciągu, dosłownie, sekundy zrobiła się ciepła. Gdy skończył się myć, wyszedł z wanny i stanął przed lustrem. Potem spojrzał na nadgarstek, na którym miał znamię w kształcie smoka. Wysuszył się, ubrał czystą bieliznę i ubranie które przygotował. Wyszedł z łazienki i pokierował się do kuchni. Jego babcia spisała się na medal, z resztą jak zawsze. Zrobiła wnukowi jajecznicę ze szczypiorkiem oraz dwie kromki chleba z masłem. Chłopak kochał to danie. Pocałował babcię w policzek i usiadł do stołu. Kobieta także usiadła do stołu i jadła jabłko. Rozmawiali trochę o sytuacji, która niedawno miała miejsce. A mianowicie o śmierci rodziców Willa. Chłopak nie lubił poruszać lego tematu, więc wstał od stołu, podziękował za śniadanie i chwyciwszy swój plecach, wyszedł na ganek. Założył kaptur i poszedł w kierunku szkoły.
* Dylan *
Chłopaka właśnie obudził krzyk starszej siostry. Zerwał się jak poparzony z łózka i pobiegł do jej pokoju. Potknął się dwa razy na schodach, lecz wreszcie znalazł się przy drzwiach. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka.
- Coś się stało?- zapytał. Jego siostra, blondynka o długich włosach i zielonych oczach, siedziała na łóżku z telefonem w ręce. Po chwili nastolatek zrozumiał o co chodzi. Od kilku dni jego siostra próbowała zarwać do takiego jednego typka w szkole, obiekt westchnień niejednej dziewczyny. Ostatnio często z nią przebywał więc istniał cień szansy że zaproponuje chodzenie czy coś.
- Jake napisał. Zgodził się!- pisnęła dziewczyna, wychodząc z łóżka. Mimowolnie przytuliła brata, lecz po chwili puściła i odsunęła się.
- Byś się ubrał, a nie! I weź kąpiel! Lepisz się od potu.- powiedziała a Daniel jedynie przewrócił teatralnie oczami i wyszedł z pokoju siostry, kierując się do swojego. Otworzył drzwi i podszedł do komody. Wyciągnął z niej granatową bluzę i czarne spodnie oraz ciemne skarpetki i oczywiście czystą bieliznę. Położył przygotowany ubranie na łóżko i podszedł do okna. Właśnie przestawało padać. Po chwili zobaczył jak przez ulicę przechodzi chłopak ubrany w orzechową bluzę. Zdziwił się, bo mało kto chodzi gdziekolwiek w deszczu, zwłaszcza przez tą ulicę. Panowała tutaj... powiedzmy że nie miła atmosfera. Odszedł od okna, wziął ubrania i poszedł do łazienki. Wziął kąpiel, umył ząbki, ubrał się i wrócił do pokoju. Spakował książki do plecaka i zszedł na dół. Gdy był na schodach, usłyszał brzęk butelek.
- Chyba wstał.- usłyszał za sobą głos siostry. Właśnie poprawiała torbę na ramieniu.
- Chyba tak. Zapewne jest pijany, jak zwykle z resztą, więc nie odzywaj się do niego. Po prostu idź do drzwi i tyle.
- Przecież wiem co robić w takiej sytuacji!
- Tylko przypominam. Ostatnio jakoś ci się zapomniało i o mały włos nie oberwałaś bluetką w głowę.- zamilkli, gdyż usłyszeli jak ich ojciec na kogoś krzyczy. Zapewne znowu miał majaki. Dwójka nastolatków zeszła ze schodów i ignorowała krzyki i wołania ojca, dobiegające z salonu. Założyli buty i szybko wyszli z domu. Od momentu, w którym ich matka oznajmiła ojcu że go już nie kocha i wyjechała z kochankiem do innego miasta, załamał się. Zaczął pić i niema dnia żeby nie był pijany. Znaczy, zdarzały mu się wyjątki. Dni w których szedł do pracy. Wtedy był trzeźwy, przynajmniej na te pół dnia. Był stolarzem i za domem miał swój warsztat. Dylan i Rosalyn często tam przebywali i przyglądali się ojcu, gdy byli mali.
- Podwieźć cię?- zapytała dziewczyna. Dylan spojrzał na nią i pokiwał przecząco głową.
- Nie. Jeszcze muszę coś sprawdzić.
- Jak chcesz. Do zobaczenia w domu.- pożegnała się, wsiadła do samochodu i pojechała.
Brunet poszedł w kierunku, w którym szedł ten chłopak którego widział z okna. Może dziwnie to zabrzmi, ale czuł że jest niezwykły. Tak jak on i jego dwie przyjaciółki. Te przeczucie nigdy się nie myli. Założył plecak na oba ramiona i zaczął biec w kierunku, którym mógł przemieszczał się ten chłopak. Po kilku minutach biegu Dylan wybiegł na główną ulicę, z której można było dojść do szkoły, galerii, kina czy teatru. Skupił się chwilę i przypomniał sobie chwilę, w której zobaczył nastolatka. Po chwili wiedział w którym kierunku się udał. Przed nim pojawiła się biała otoczka, podobna do chmury która po chwili ruszyła w lewo od Dylana. Chłopak wiedział że przywołał "znajdźkę". Tak właśnie nazywał chmurkę. Zawsze prowadziła go do celu gdy się zgubił lub kogoś szukał. Tylko on ją widział, a że otoczka przenikała przez ludzi, Dylan musiał ich wymijać jak praktykant pachołki na kursie do prawa jazdy. Zauważył jednego nastolatka, potem kolejnego. Tak do połowy trasy, gdzie znajdźka zniknęła. Przeklną pod nosem i rozejrzał się. W pierwszej chwili widział tylko stado nastolatków idących do wielkiego, starego ale zadbanego budynku. Spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył szkołę do której chodzi.
- No to ładnie się zapowiadają poszukiwania.- pomyślał. Podciągnął rękawy bluzy do łokci i poszedł do środka budynku. Za pięć minut miała zaczynać się pierwsza lekcja, więc odpuścił sobie szukanie chłopaka i przełożył je na następna przerwę. Razem z dziewczynami powinno pójść szybciej.
Od razu po lekcji matematyki, trójka przyjaciół poszła do korytarza z szafkami na książki. Poszczęściło im się, poszukiwany chłopak także tam był. Właśnie wyciągnął kartkę z hasłem do szafki i próbował go użyć. Lecz ktoś albo zmienił hasło, albo dyrektor podał mu złe. Tak czy tak, szafka dalej była zamknięta.
- Może mu pomóc?- zapytała Jessica, łapiąc za wisior.
- Jeśli Dylan ma rację, uda mu się.- powiedziała Amy, otwierając swoją szafkę. Z torby wyciągnęła książki od matematyki a z szafki wyjęła i schowała podręczniki i zeszyty od historii, biologii i fizyki.
Will dalej nie dał rady otworzyć swojej szafki. Zamknął oczy, a gdy je otworzył jego oczy świeciły się złotym blaskiem.
- Aperi.- powiedział cicho a zamki w kłódce puściły. Uśmiechnął się lekko i niepewnie i otworzył szafkę. Schował niepotrzebne książki i wyciągnął potrzebne. Gdy chował podręczniki i zamykał szafkę, ktoś na niego czekał.
- Witamy nowego w naszej szkole i klasie. Jestem Troy. A to Michael i Josh.- przedstawił się blondyn o krótkich włosach i niezwykle czarnych oczach. Ubrany był w czerwony T-Shirt i czarne, krótkie spodenki oraz czarne buty, firmy Nike. Jego koledzy byli ubrani podobnie. Michael to brunet o zielonych oczach a Josh to bardzo krótko ścięty posiadacz szarych oczu. Will nie podniósł na nich wzroku, co nie spodobało się Troy'owi. Uderzył ręką o szafki a blondyn lekko drgnął.
- Czyli Dylan miał rację. Jest taki jak my.- mówiła podekscytowana Jessica. Oczywiście ona i jej przyjaciele widzieli jak Will otworzył szafkę.
- Tak, tak. Ale uważajcie, teraz będzie akcja.- powiedział chłopak i we trójkę patrzyli jak rozwinie się akcja.
- I musisz wiedzieć, że jeśli coś, lub ktoś się nam nie spodoba to ma przesrane. Puki co należysz do tych osób, więc uważaj.- Troy jeszcze raz uderzył ręką o szafki i razem z kolegami poszedł w kierunku gablotki z pucharami.
- Taki mądry jesteś?- pomyślał blondyn.- Qui flare fecit ventum.- powiedział cicho i dmuchnął. Po chwili zerwał się potężny powiew wiatru, który otworzył wszystkie szafki i wyrzucił ich zawartość prosto na Troy'a i jego kumpli. Troje zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu. Wszyscy zgromadzeni na korytarzu śmiali się z ich zachowania. Nawet Amy, która jest wiecznie naburmuszona, uśmiechnęła się. Po chwili klepnęła Jess i Dylana i we trójkę podeszli do Willa, który właśnie zakładał plecak.
- Cześć. Jestem Amy a to...- zaczęła lecz nie skończyła, gdyż Will ominął ich ze spuszczoną głową i poszedł w kierunku sali od historii.
- Nie będzie łatwo.- zauważył Dylan.
- No.- Amy i Jessica powiedziały jednocześnie.
Zajebisteee <3
OdpowiedzUsuńPierwsza :P / CW
Dzięki :*
Usuń"w ramach swojej nagrody, napisała mi że chciałby" - już na samym wstępie masz literówkę :P Chyba "ChciałAby" :P
OdpowiedzUsuńOpisy Symulatora - świetne!
Taa, Lucas i Annemarie zamiast spać, to łażą. Mądre :P
Miejscami brakuje przecinków. Zdarzają się literówki.
Tajemnicza Storm, nieźle.
Wolverine! I już mam przed oczami Hugh Jackmana ^^
"Po pierwsze, nie jestem jej chłopakiem. Jeszcze." - genialne! :D Zawsze powtarzam, że "jeszcze" to słowo klucz :D
Ale trafiłaś! Bo Irma w moim wyobrażeniu jest blondynką o niebieskich oczach :D
Tylko dlaczego jest napisane "na waszą Akademię"? Przecież Irma dołączyła do mutantów, tylko, że ukrywa się w budynku tak, że żaden student do tej pory jej nie spotkał.
Całość bardzo dobra, jak zawsze, a pomysł z manekinami przybierającymi postać osoby, która ma z nimi walczyć - świetne ;)
Czekam na nn ^^
Teraz, co do opowiadania Twojego brata:
Świetnie zarysowane postaci, wyraziste, podobne, jednocześnie o zupełnie innym stylu życia. Bardzo mi się podoba :) Czekam na jakiś link do bloga ;)
Postanowiłam Irmę przetransportować do bezpiecznego miejsca, gdzie Magneto jej nie znajdzie :)
UsuńI przepraszaaam za tą gafę! Czytałam ten mini wstępik trzy razy i nie zauważyłam. Przepraszaaaam :***
I ogólnie dziękuję :D
I brat też dziękuje za miłe słowa
Super! Masz fajne, świeże pomysły. Gratuluję :) Gratuluję również Cleo, gdyż wymyśliłaś świetną postać. Chętnie poczytałabym więcej na tema Irmy.
OdpowiedzUsuńCzekam na wojnę :P Porozpisuj się wtedy trochę na temat walk ;)
I jeszcze ciekawa jestem, kim jest ta "wybranka", która zabije Magneto...
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Dzięky :*
UsuńSpokojnie, jak będzie wojna to będzie w kij opisów walk :*
Opis Symulatora - genialny.
OdpowiedzUsuńWolverine! :D
Chyba wiem, kto zabije Magneto :) Muahahahahaha! Ja wiem wszystko! :D
Co do Andrzeja... wiesz co sądzę ;)
Tak, wiem co sądzisz o opowiadaniu Andrzeja :)
UsuńI dziękuje :)
Nie jestem pewna czy na pewno wiesz, kto zabije Magneto... :*
Przecież to jest oczywiste. To...
UsuńBędzie...
UsuńPamiętaj, jak napiszesz to masz tak przejebane że strach się bać, YOLO :*
Usuń